Międzynarodowy Dzień Teatru

„Morderstwo w Orient Expressie” pobiło rekordy popularności


Tym razem Zygmunt Kluz sięgnął po klasykę kryminału. Teatr Dramatyczny z Krzemienicy wystawił sztukę pt. „Morderstwo w Orient Expressie”. Adaptacja powieści Agathy Christie cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, co zaskoczyło nawet samego reżysera.


Jest rok 1933. Na dworcu kolejowym w Stambule detektyw Herkules Poirot (Marcin Bieniasz) spotyka się z swoim przyjacielem – dyrektorem kolei monsieur Giraud (Józef Buk). Mężczyźni wsiadają do słynnego Orient Expressu – luksusowego pociągu relacji Stambuł - Paryż. W wagonie restauracyjnym do Poirota przysiada się Amerykanin nazwiskiem Ratchett (Wiesław Kołodziej). Mówi, że dostaje anonimy z pogróżkami i proponuje detektywowi wysokie honorarium w zamian za wykrycie ich autora. Poirot, zrażony stylem bycia i zachowaniem milionera, odrzuca jednak tę propozycję. W czasie podróży przez Jugosławię pociąg zatrzymuje się na dłuższy czas. Okazuje się, że utknął w zaspie. Wydarzyło się coś jeszcze gorszego – w nocy został zamordowany Ratchett. Herkules Poirot rozpoczyna śledztwo. Pomagają mu w tym dyrektor kolei oraz grecki lekarz - doktor Constantine (Piotr Pasierb)…


Wielu gości spoza Krzemienicy


Sztuka cieszyła się rekordową popularnością. Jeszcze przed premierą widzowie masowo rezerwowali bilety. Planowano trzy przedstawienia w krzemienickim Ośrodku Kultury – 15, 16 oraz 23 lutego. Widząc takie zainteresowanie, 1 marca Teatr wystawił jeszcze jeden spektakl. Reżyser Zygmunt Kluz nie kryje zaskoczenia - Nie wiedziałem, że klasyka kryminału tak zainteresuje widzów – przyznaje. – Widziałem wiele osób z innych miejscowości. Cieszymy się, że nas odwiedzają i że skorzystali z tej sztuki, bo poza zagadką kryminalną ma ona też pewien przekaz moralny – mówi pan Zygmunt.


Obejrzałem film w kilku różnych wersjach


Marcin Bieniasz nie jest debiutantem, ale od dłuższego czasu nie grał pierwszoplanowej roli. Jak przygotowywał się zatem do stworzenia postaci Herkulesa Poirota, który jest przecież ikoną popkultury? - Zgodnie z namową reżysera, obejrzałem film „Morderstwo w Orient Expressie” w kilku różnych wersjach. Trochę podpatrzyłem na czym można się wzorować, ale z drugiej strony dałem tej postaci trochę od siebie. Główna rola wymagała dużego skupienia podczas całego spektaklu - mówi Marcin.

Na uznanie zasługuje nie tylko gra aktorów, ale również piękna scenografia. Scena do złudzenia przypominała wagon restauracyjny. Odpowiednio dobrana muzyka również budowała nastrój (o oprawę muzyczną zadbał Janusz Kluz). Widzowie mieli duże oczekiwania i - sądząc po reakcjach - nie zawiedli się.

Teatr Dramatyczny kontynuuje ponad stuletnią tradycję krzemienickiego teatru. W 1990 roku założył go i do dzisiaj prowadzi Zygmunt Kluz. Grupa wystawia spektakle o różnej tematyce – m.in. historycznej, religijnej, ale także komedie oraz sztuki kryminalne.


Michał Okrzeszowski


 


 

Teatr „Do Trzech Razy Sztuka” pokazuje, że jednak „Warto rozmawiać”


Byli sobie mąż i żona. On miał kochankę, a ona kochanka. Oboje chcieli skorzystać z „wolnej chaty”. Problem w tym, że „chata” wcale nie była wolna… Cięte riposty, sytuacje zakrawające o absurd, a przede wszystkim dużo humoru. Oto najnowszy spektakl Teatru „Do Trzech Razy Sztuka”, zatytułowany „Warto rozmawiać”.


Olga (Barbara Sylwanowicz) i Norbert (Mirosław Pelc) to bogate małżeństwo z dwudziestoletnim stażem. Zdążyli już znudzić się sobą i obojgu marzy się skok w bok. Najlepiej byłoby zrobić to we własnym domu. Pasuje tylko jakoś pozbyć się współmałżonka. Jest jeszcze Nadia (Katarzyna Ciąpała) - charakterna pomoc domowa. Ją też koniecznie trzeba spławić. Wkrótce nadarzy się okazja, która wydaje się idealna do zdrady. Mąż ma jechać w podróż służbową do Szczecina, a żona wybiera się do rodziców do Warszawy. Służąca dostaje wolne i też ma wyjechać. Oczywiście nikt nie planuje żadnej podróży. Norbert myśląc, że żona jest już daleko, zaprasza do siebie Maję, którą nazywa „Pszczółką” (Karina Guzek – Buk). Tymczasem Olga pod „nieobecność” męża sprowadza do domu Marka, czyli swojego „Misiaczka” (Bartosz Buk). Całe szczęście dla małżonków, że na miejscu pozostała również Nadia. To ona stara się wybawić ich z kłopotów. Że nie za darmo, to już inna sprawa…


Nadia pokazała pazur


Publiczność bawiła się przednio. Mocną stroną były dialogi i gra aktorów. Jak zawsze świetnie zaprezentowała się Barbara Sylwanowicz - odtwórczyni roli Olgi. Sądząc po reakcjach, widzom najbardziej spodobała się postać Nadii. Zwłaszcza jej cięte riposty. W jednej ze scen Olga mówi: „Nie wiem jak ja się pani odwdzięczę!” – „Finansowo!” – odpowiada Nadia. - Nie ukrywam, że ta rola była dla mnie ogromnym wyzwaniem – przyznaje Katarzyna Ciąpała. - Kasia jest z natury spokojna, cicha. Bałem się czy uda się wydobyć z niej ten pazur. Wyszło super! Właśnie taką Nadię sobie wyobrażałem – mówi Mirosław Pelc, reżyser spektaklu i odtwórca roli Norberta. Nadia to osoba błyskotliwa i inteligentna. Jej przeciwieństwem jest Maja – stereotypowa wręcz „słodka idiotka”. Stworzenie takiej postaci to trudne zadanie. - Trzeba być osobą bystrą i mieć do siebie wiele dystansu. Wiedziałem, że Karina sobie z tym świetnie poradzi – stwierdza reżyser. Jej gra była rzeczywiście bardzo naturalna. - Odtwarzając jakąś postać, koniecznie trzeba się z nią utożsamić. To nie jest tak, że tylko wyuczymy się tekstu, wyjdziemy na scenę i wyrecytujemy go. My się z tą postacią oswajamy przez kilka dobrych tygodni, a nawet miesięcy – zaznacza Karina Guzek - Buk. Podobnie jak we wcześniejszych sztukach, w spektaklu wystąpił również mąż Kariny, Bartosz Buk (znakomita rola Marka). - Mamy to szczęście, że poza życiem prywatnym łączą nas nasze pasje. Bartek od około 15 lat gra także mojego męża w Weselu Krzemienickim – dodaje Karina.


Coś więcej niż płytka farsa


Autorem sztuki jest francuski dramatopisarz Marc Camoletti. Jej światowa prapremiera miała miejsce w Paryżu w 1958 roku. Polski tytuł „Warto rozmawiać” nadał swojej adaptacji Mirosław Pelc. - W oryginale jest to dość płytka farsa, a chciałem żeby ten spektakl miał jakikolwiek morał. Wplotłem więc to, że jednak rozmowa między ludźmi jest potrzebna, stąd również tytuł „Warto rozmawiać” – mówi reżyser. Taki tytuł od razu kojarzy się jednak z pewnym telewizyjnym programem. - Na pewno coś w tym było – przyznaje Mirosław. Podobnie jak we wcześniejszych spektaklach, nawiązań do aktualnej rzeczywistości było zresztą trochę więcej. Choćby sytuacja, gdy Olga zachwyca się pierścionkiem Nadii. „Dostałam go od bezdomnego!” – odpowiada służąca, wzbudzając śmiech i brawa publiczności.

Teatr „Do Trzech Razy Sztuka” działa przy Ośrodku Kultury w Czarnej. W poprzednich latach wystawiał bardzo popularne sztuki - „Kiedy kota nie ma” i „Żonę na niby”. Tegoroczna premiera również miała miejsce podczas „Babskiego Wieczoru” – 7 i 8 marca. W tych dniach odbył się także wernisaż wystawy malarstwa Kingi Ziobro – Działo. Kolejne przedstawienia planowano na 13, 14, 15, oraz 21 marca. Z powodu kwarantanny związanej z epidemią koronawirusa trzeba było jednak odłożyć je na późniejszy termin.

 

Michał Okrzeszowski



GOKiR Czarna wykorzystuje cookies, które są umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo zmienić te ustawienia, korzystając z ustawień przeglądarki internetowej.